Torkin był synem znakomitego wojownika. Jego ojciec niejednokrotnie walczył u boku księcia Bolesława Chrobrego, a chłopiec dorastał w otoczeniu książęcej drużyny. Od zawsze marzył o dalekich wyprawach, odległych zamkach i nieznanych krainach. Chciał być nie tylko wojownikiem, ale także odkrywcom, który mógłby opowiadać innym o swoich dalekich wyprawach i przygodach. Młodzieńcy w jego wieku niestety jeszcze nie dostawali tajnych zadań ani ważnych misji. Ćwiczyli strzelanie z łuku, walkę na miecze, jazdę konną, sami uważali się już za dorosłych mężczyzn, niestety nikt nie chciał ich zabrać na wojenną wyprawę, czy też w poczet uroczystego orszaku dworskiego.
Kiedy stopniały śniegi, książę Bolesław planował wyprawę do odległej Pragi. Czeska korona miała wówczas poważne problemy, a Piast upatrywał w tym możliwości do poszerzenia swojej władzy. Torkin marzył, aby książe i ojciec wybrali go w poczet drużyny, która wyruszy do sąsiedniego królestwa, równocześnie doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że szanse na taki obrót wydarzeń są niewielkie.
To samo marzenie towarzyszyło mu, kiedy pewnego wieczoru ojciec wrócił do domu wraz ze swoim druhem i jego synem, Loisem, którego Torkin doskonale znał.
– Mamy dla Was zadanie chłopcy – zaczął oficjalnie ojciec Loisa – Pojedziecie do południowego grodu, odszukacie tam kapłana i przekażecie mu to – polecił kładąc na stole niewielkie pudełko.
– Jeśli wyruszycie o świcie, przed zapadnięciem zmroku powinniście być w grodzie. Przenocujecie tam i rano ruszycie w drogę powrotną – dodał ojciec Torkina.
Chłopcy, choć marzyli o innej wyprawie, i na tę przystali z ogromnym zadowoleniem. Wszak przez chwilę mogli się poczuć niczym królewscy posłowie, choć ich zadaniem było dostarczenie wiadomości mniejszej wagi.
Do południowego grodu dotarli nim słońce zaszło za horyzont. Znalezienie jedynego w grodzie kapłana, a później noclegu nie było trudne. Choć za dach nad głową tej nocy obaj dziękowali Bogu. Nim nastała bowiem północ, niebo przeszyły pierwsze błyskawice, a potężnej burzy towarzyszyła niekończąca się ulewa. Deszcz nie ustąpił z nastaniem świtu, a mimo to młodzi posłowie postanowili wyruszyć w drogę powrotną. Trakty i leśne ścieżki, którymi się poruszali były rozmokłe. Ziemia, wciąż wilgotna po niedawnych roztopach niechętnie przyjmowała kolejne porcje deszczowej wody, co znacznie utrudniało koniom marsz. Przemoknięci i przemarznięci chłopcy marzyli jedynie o suchej chacie i ciepłym palenisku, zdawali sobie jednak sprawę z tego, że warunki mogą im uniemożliwić dotarcie do poznańskiego grodu przez zapanowaniem zmierzchu. Po kilku godzinach mozolnej podróży, na zalanej strugami kolejnej nawałnicy drodze, dostrzegli niewielki wóz, który ugrzązł w namokłej ziemi.
– Powinniśmy pomóc temu biedakowi, sam wozu nie uwolni – odezwał się po raz pierwszy od dawna Torkin.
– Mowy nie ma – kategorycznie zaprzeczył Lois – już i tak prawdopodobnie nie dojedziemy do grody przed zapadnięciem zmroku, a jeśli stracimy tu czas, to będziemy musieli nocować na trakcie w taką pogodę. Mowy nie ma.
Torkin sam miał ochotę przejechać obok wozu i udawać, że w ogóle go nie dostrzega. Mocujący się z kołem człowiek wyglądał na handlarza lub pomniejszego rzemieślnika, który wiezie na targ swoje wyroby. Wóz nie był wyładowany do pełna, ale i tak wysiłki mężczyzny nie przynosiły żadnego rezultatu.
– Ty jedź, a ja mu pomogę – zwrócił się do Loisa – Przekaż tylko mojemu ojcu dlaczego nie wróciłem z Tobą.
– Jak chcesz – wzruszył ramionami Lois i ponaglił konia do szybszego kroku.
Torkin tymczasem zatrzymał się przy nieszczęsnym handlarzu i zaoferował swoją pomoc. Mężczyzna początkowo był bardzo nieufny, ale jego oczy wyrażały wdzięczność za gest chłopaka. Wspólnymi siłami udało im się wydobyć uwięzione w ziemi koło, jednak wóz przejechał tylko kawałek i znów zaczął się zapadać.
Pokonanie otwartej przestrzeni traktu zajęło im bardzo dużo czasu. Kiedy w końcu wjechali pod osłonę drzew, gdzie wóz nie grzązł w ziemi, zapadał zmierzch. Torkin znał jednak drogę do grodu i mógł przemierzyć ją nawet nocą. Obaj podróżni byli ogromnie zmęczeni, jednak nocleg pod gołym niebem w trakcie deszczu wydawał się niewiele przyjemniejszy od dalszego marszu. Na szczęście wraz z zapadnięciem czarnej nocy deszcz ustał a silny wiatr rozwiał chmury, dzięki czemu na niebie pojawił się księżyc oświetlający trakt. Z miejsca w którym znajdowali się podróżny, do piastowskiego grodu prowadziła już szeroka i prosta droga, co umożliwiło im nocną wędrówkę.
Torkin próbował kilka razy zagadnąć nowego towarzysza o jego podróż, towary, jakie wiezie do grodu, czy też jego historię. Mężczyzna był jednak zamknięty w sobie, pogrążony we własnych myślach i wciąż nieufny. W większości podróżowali więc w milczeniu, a wały grodu dostrzegli wraz ze wschodem słońca, kiedy z ziemi uniosły się potężne mgły, a pierwsze promienie słońca zaczęły osuszać trakt.
Strażnicy znali chłopca, więc wpuścili do do grodu bez kłopotu. Jego towarzysz musiał na bramie spędzić więcej czasu. Wtedy chłopak widział mężczyznę po raz ostatni tego dnia.
Kilka godzin po powrocie syna, ojciec wrócił do domu z wieścią o przyspieszonej wyprawie do Pragi. Powiedział jedynie tyle, że do księcia przybył ważny poseł, którego wieści zmusiły władcę do natychmiastowego wyruszenia. Ojciec zabrał niezbędny ekwipunek i wyruszył na naradę książęcych dowódców. W drodze towarzyszył mu Torkin. Jeszcze nim dotarli do celu Torkin zauważył księcia w towarzystwie nie kogo innego, jak handlarza napotkanego wczoraj na gościńcu. Domniemany handlarz okazał się więc istotnym posłem.
– Torminie – donośnym głosem zawołał książe, a ojciec Torkina podszedł do niego, pozostawiając syna samego. Rozmowę zaczął książę, kilkakrotnie wtrącił się do niej jednak przybysz, wskazując, jak się chłopcu wydawało, na niego.
Po kilku chwilach ojciec podszedł do Torkina i spojrzał na niego surowo.
– Wracaj do domu i spakuj niezbędny ekwipunek, jedziesz z nami do Pragi!
– Ja…Ale…naprawdę? – niedowierzał chłopak.
– Dzięki Twojej pomocy poseł dotarł na czas do księcia. Potraktuj to jako nagrodę od samego władcy, no już nie marudź, wyruszamy niebawem.
Torkin był jedynym, spośród rówieśników, który wyruszył do Pragi. Jako pierwszy stanął też w boju i szybko dołączył do książęcej drużyny. Lois nigdy nie dotarł tak daleko, nigdy bowiem nie zrozumiał, że powinnością rycerza jest służba królowi całym życiem, a nie tylko wtedy, kiedy stoi się przy jego boku.
A Ty?
Składając przyrzeczenie przysięgasz całym życiem służyć Bogu, Polsce i Bliźniemu… całym życiem… czy potrafisz nieść harcerski krzyż nawet wtedy, kiedy nie masz na sobie munduru?