– Super pogoda, idziemy nad jezioro – Zawołał Krzysiek widząc Tomka na boisku – Idziesz z nami?
– Jasne – Chłopak chętnie dołączył do roześmianej grupki znajomych. Tomek od pewnego czasu kolegował się z Krzyśkiem i bardzo mu na tej znajomości zależało. Krzyśka wszyscy lubili, wysoki, zawsze uśmiechnięty, świetnie grał w nogę. W grupce była też Anka, super dziewczyna, której uśmiech zawsze sprawiał, że Tomek głupio się czerwienił.
Szybko dotarli na miejsce rozłożyli koce i zagrali w piłkę. Chwilę później weszli do wody, żeby popływać. Maciek z Karolem pobiegli na pobliskie molo i wskoczyli na bombę opryskując wszystkich wokół. Tomek pobiegł za nimi. Bardzo chciał zrobić coś, czym popisze się przed innymi. „Krzysiek i Anka na pewno zobaczą, może pochwalą, przynajmniej w myślach” przemknęło mu przez głowę. Zanim zdążył pomyśleć odbił się od desek i poleciał głową w dół.
„Głupi” pomyślał Krzysiek. „Nie uczyli go, że nie skacze się na głowę jak się nie ma pewności co jest na dnie. Pozer się znalazł”.
Anka nawet nie zauważyła, zagadała się z Małgosią.
Wszyscy zauważyli jednak zakrwawioną rękę Tomka, gdy wyszedł z wody. Na dnie leżała stara puszka, o którą chłopak zahaczył. Głęboka rana obficie krwawiła.
– Ała – skomentował Maciek z kwaśną miną, a większość dziewczyn odwróciła wzrok.
– Otrzyj tym- powiedział Krzysiek podając Tomkowi ręcznik – i lepiej idź z tym do domu, trzeba zdezynfekować, a może nawet zszyć. Odprowadzić Cię?
– Nie dzięki, poradzę sobie – rzucił Tomek czując, że do oczu napływają mu łzy bólu, ale i wściekłości. „Taki wstyd przed całą ekipą, to się popisałem”.
Głupek ze mnie” myślał brnąc ścieżką w stronę lasu, w którym chciał zniknąć czym prędzej. Czuł, że wszyscy go obserwują, wiedział, że będą gadać. Nie tak miało być.
Kiedy zniknął z pola widzenia znajomych poczuł jak łza spływa mu po policzku. Ręka piekła niemiłosiernie.
– Głupi, głupi – powtarzał w kółko kopiąc szyszki i kamienie, które leżały na leśnej ścieżce. Jedna z szyszek kopnięta wraz ze sporym tumanem piachu poleciała w górę, a gdy w locie znalazła się na wysokości oczu chłopca, jakby znikąd pojawiło się i powoli zaczęło opadać śnieżnobiałe piórko. Tomek stanął w miejscu zastanawiając się prze chwilę, skąd się wzięło. Nie widział żadnego ptaka. „Babcia powiedziałaby, że to pewnie mój Anioł Stróż” pomyślał z grymasem na twarzy.
– Jak taki z Ciebie stróż, to co tam robiła ta głupia puszka- wymamrotał pod nosem chcąc znaleźć kogoś, na kim mógłby wyładować swoją złość
– Masz w podziękowaniu – powiedział i kopnął kolejną szyszkę.
Pierwsza z szyszek trafiła Anioła z zaskoczenia, kiedy walczył z mokrą szatą klejącą się mu do ciała i krępującą ruchy. Przed druga zdążył się już jednak uchylić. Kiedy wściekły Tomek mijał go o kilka centymetrów, ściskając w jednej dłoni drugą, owiniętą czerwonym już ręcznikiem, Anioł wyszeptał:
– Sorry za puszkę mały. Byłem akurat zajęty odsuwaniem kamienia, w który byś uderzył i połamał kręgosłup.